Czy strongmani rzeczywiście byli tak silni?

Czy strongmani z przełomu XIX i XX wieku byli rzeczywiście tak silni, jak się dzisiaj o nich mówi? 🤔

Wielu z nas lubi idealizować historię pierwszych cyrkowych siłaczy. Oglądamy zdjęcia Sandowa, Hackenschmidta czy Saxona i wyobrażamy sobie, że bili rekordy siłowe, niedostępne nawet dla współczesnych strongmanów.
Jak było naprawdę?

Po pierwsze musimy zrozumieć, że dla wielu z tych osób dźwiganie to była zwykła praca. Ich zadaniem było nie tyle podnoszenie ciężarów co organizowanie show, które spodoba się zgromadzonej publiczności i pozwoli im zbudować markę, dzięki której będą mieli szansę pokazać się poza granicami swojego kraju

Przez długi czas nie było żadnych oficjalnych stowarzyszeń i organizacji, które poddawałyby te osoby testom siłowym w kontrolowanych warunkach. Dźwiganie ciężarów w XIX wieku to nie był sport. Nikt tego nie kontrolował. Pokusa oszustwa była bardzo duża.

Po raz pierwszy temat ten poruszył w swojej książce „The truth about weightlifting” Alan Calvert. Autor zwraca między innymi uwagę na ówczesne ciężary, których wagi nie dało się zweryfikować na podstawie wyglądu. Często wystarczyła deklaracja danej osoby co do ciężaru, który dźwiga, żeby opisywana waga znalazła się potem w relacjach z gazet.
Calvert opisuje przypadek strongmana, który wypożyczył od niego 72 kg sztangę na potrzeby swojego pokazu. W późniejszej relacji dziennikarze pisali o 117 kg ciężarze

Na innej stronie Calvert wspomina pokaz w teatrze z użyciem dwóch 34 kg ciężarów. Kierownik teatru zapomniał na czas dostarczyć obciążenie dla zapowiadanego strongmana. Musiał na szybko zorganizować transport. Koniec końców ciężary przyniósł do teatru mały chłopiec. Dwa. Rzekomo 34 kilogramowe

Niektórzy siłacze mieli własny sprzęt do pokazów, który był tak skonstruowany żeby osoba postronna była przekonana, że ma do czynienia z ogromnym obciążeniem. Niekiedy ustawiono obciążenie nierównomiernie dzięki czemu osoby chwytające sztangę lub hantle odruchowo na środku gryfu nie były w stanie ruszyć ciężaru.

Calvert, jako właściciel Milo Barbell Company sam był zresztą proszony o przygotowywanie podobnych narzędzi. Jego zdaniem zaledwie 1 na 5 ówczesnych strongmanów mówił prawdę co do faktycznego obciążenia na jakim pracował.

W książce znajdziemy też historię Sandowa, którzy dodawał sobie nadprogramowe centymetry w obwodzie ud, klatki i ramion na potrzeby rozmów z prasą. No i zdjęcia – już wtedy szukano odpowiedniego oświetlenia i tła, które pozwoli maksymalnie uwydatnić muskulaturę. Retuszowano nawet gotowe już zdjęcia. Taki XIX-wieczny Photoshop.

Po drugie – przyjrzyjmy się temu jak ćwiczyli ówcześni strongmani. Bardzo często ich pokazy sprowadzały się do dziwacznych technik jak np. utrzymywanie platformy dociążonej kilkunastoma osobami. Nie widzimy dzisiaj podobnych rzeczy, nie dlatego, że są one niemożliwe do powtórzenia. Nie widzimy ich bo nikt nie wprowadza podobnych rozwiązań podczas zawodów. O wiele bardziej wymiernym wskaźnikiem siły są takie ćwiczenia jak np. przysiad albo wyciskanie. I w tym kontekście wyniki XIX wiecznych strongmanów nie są niczym niezwykłym.

Wyjątek stanowić może, niepodbity do dzisiaj rekord w bent pressie Arthura Saxona, który wynosić miał rzekomo ponad 160 kg. Czy tak było w rzeczywistości – nie wiemy. Chociaż Alan Calvert w swojej książce przyznaje, że był pod wrażeniem siły Saxona. Warto jednak pamiętać, że nie istniała wówczas jedna, właściwa definicja bent pressa. Nie wiemy na jaką wysokość Saxon podniósł ten ciężar i jak faktycznie ten bent press wyglądał. Nie wiemy czy ktokolwiek skontrolował wagę czy polegano jedynie na słowach Saxona.
Na koniec przypomnę jeszcze postać bardziej współczesną – Valantina Dikula, który miał rzekomo żonglować 60 kg odważnikiem i w wieku 60 lat wykonać 400 kilogramowy przysiad. Rzecz jasna nieoficjalnie. Nie było żadnego pomiaru sztangi.

W komentarzach dwa filmiki w języku rosyjskim, które próbują prześledzić publikowane przez Dikula filmiki i sprawdzić czy w rzeczywistości nie mamy do czynienia jedynie z fejkowym obciążeniem.

Czy to znaczy, że wszystkie historie siłaczy z XIX i XX wieku były zmyślone? Absolutnie nie. Warto jednak podchodzić do nich z dystansem. Niezależnie od tego, które z tych rekordów były prawdziwe, a które były tylko bajką, historia sportów siłowych może być niezwykle inspirująca. Nie tylko w kontekście konkretnych osób, ale i ewolucji samych ćwiczeń. Jeśli lubisz dźwigać to warto znać swoje korzenie.