Zaczynając pracę jako trener w Akademii Kettlebells Warszawa miałem w głowie sporo, różnej jakości wiedzy, a na koncie kilka lat treningów capoeiry, kilka szkoleń z zakresu gimnastyki, dwa lata pracy z kettlebells i zaliczony kurs SFG. Ale praktycznie zerowe doświadczenie w pracy z innymi ludźmi.
Jako początkujący trener z zestawem gotowych i wyuczonych regresji i korekt technicznych byłem przekonany, że w krótkim czasie każdego jestem w stanie nauczyć idealnego swingu, rwania czy TGU.
Po jakimś czasie okazało się, że nie wszystkie z wypunktowanych regresji działają, zdarzało się, że żadna z nich nie przynosiła oczekiwanego efektu. Idealna technika miała mało wspólnego z rzeczywistością, a ludzkie ciało nie zawsze było tak skore do współpracy tak jak się na początku wydawało.
Te kilka lat pracy mocno zweryfikowało u mnie wiele z obiegowych opinii świata fitness, które często chłonąłem bezkrytycznie na początku swojej przygody z treningiem.
W dzisiejszym wpisie chciałem podzielić się z Wami garścią refleksji na temat teorii, o słuszności których do niedawna byłem w 100% przekonany, a do których dzisiaj podchodzę z o wiele większym dystansem.
Siedzenie generuje ból pleców – wiele osób lubi zrzucać większość naszych ruchowych problemów na siedzenie. Sporą popularność zyskało hasło „Siedzenie to nowe palenie”. Łatwo w tym wszystkim zgubić kontekst. Siedzenie, podobnie jak leżenie czy stanie to tylko jedna z dziesiątek, a może nawet setek pozycji jakie przyjąć może nasze ciało. Nie ma w nim nic złego. Wiele wskazuje na to, że siedzenia jako takiego nie da się powiązać z bólem pleców. Da się z nim natomiast prawdopodobnie powiązać brak ruchu, którego długotrwałe siedzenie może być jednym z objawów. A to już zupełnie inny problem. Dlatego skupianie się na kupowaniu coraz to bardziej „ergonomicznych” foteli i szukanie idealnej pozycji do siedzenia może w konsekwencji okazać się stratą czasu i pieniędzy. Jeżeli ruch jest na stałe obecny w twoim życiu to fakt czy siedzisz na krześle za 50 zł czy za 1000, czy leżysz plackiem na kanapie przed Netflixem czy siedzisz prosto jak struna przed monitorem, nie ma większego znaczenia.
Trening mięśni brzucha zabezpiecza plecy przed bólem – być może gloryfikowanie pracy nad „core” w kontekście bólu odcinka lędźwiowego to daleko idąca nadinterpretacja. Bóle pleców wydają się nie mieć bezpośredniego związku z osłabionym działaniem konkretnych mięśni, co więcej wydają się nie mieć związku nawet z uszkodzeniami mechanicznymi. Być może biomechaniczny model podejścia do ludzkiego ciała to za mało aby wyjaśnić kwestie związane z bólem pleców. Ogromną rolę może tu odgrywać nasze doświadczenie i przekonania. To w zależności od nich mózg może w danym momencie może zadecydować czy ból będzie odpowiednią formą obrony organizmu przed potencjalnym zagrożeniem czy nie. Ból jest daleko bardziej skomplikowanym zjawiskiem aby sprowadzać go wyłącznie do kwestii siły mięśni.
Powinniśmy podnosić ciężary tylko na prostych plecach – kręgosłup może i powinien się zginać. Warto jednak brać pod uwagę specyfikę danej sytuacji. Czym innym jest podniesienie 200 kg sztangi, a czym innym torby z zakupami. Pytanie – jak duże ciężary możemy podnosić na ugiętych plecach? Tego nie wiemy, ale możemy założyć, że tak jak do każdego innego ćwiczenia, tak i przy okazji pracy na zgiętym kręgosłupie należy do tego podejść progresywnie – to jest zacząć od małych ciężarów i długofalowo zwiększać obciążenie. Bent press, Jfferson Curl – to tylko dwa przykłady ćwiczeń, w których obciążamy kręgosłup w zgięciu, a które stosowane są od dziesiątek, a nawet setek lat. Większość z nas jest przekonanych, że dźwiganie na „prostych” plecach to najlepsze zabezpieczenie przed kontuzją. Badania zdają się nie potwierdzać tej obiegowej opinii.
Co więcej – technika nie jest głównym, a z pewnością nie jedynym elementem ryzyka w przypadku kontuzji. Zawsze powinniśmy brać pod uwagę wiek, poziom wytrenowania, sen, dietę, stres i mnóstwo innych czynników, które mogą wpływać na ryzyko kontuzji u danej osoby.
Paradoksalnie unikając zgięcia kręgosłupa, tak samo jak unikając np. głębokich przysiadów albo pełnego zakresu ruchu możemy zwiększyć ryzyko kontuzji kiedy przyjdzie nam niespodziewanie wejść w zakres, którego w obawie przed kontuzją nigdy wcześniej nie dociążaliśmy, a który w efekcie tego jest permanentnie osłabiony.
Wszyscy powinni dążyć do idealnej i prostej sylwetki – nasze ciało jest elastyczne i adaptuje się do rodzaju uprawianej przez nas aktywności fizycznej (lub jej braku). Maratończyk, bokser, dwuboista, koszykarz – każdy z nich wygląda inaczej. Nie ma ideału, jest kontekst.
Powinniśmy oddychać do brzucha – sam jeszcze kilka lat temu uczyłem wypychania brzucha podczas oddechu. Dzisiaj wiemy, że „oddech do brzucha” to zbyt daleko idące uproszczenie, a my powinniśmy się skupiać na pracy naszych żeber i oddechu 360 stopni.
Wydaje się, że (globalnie rzecz biorąc) większość naszych problemów związanych z ciałem nie ma wiele wspólnego z tą czy inną techniką, z tym czy innym rodzajem krzesła. Początkiem problemów jest zwykle po prostu brak ruchu. Tego nie(stety) nie da się obejść.